George Boole jest uważany za jednego z twórców systemu binarnego. Dla mniej wtajemniczonych wystarczy powiedzieć, że dzięki niemu korzystamy w wyszukiwarce z operatorów logicznych czyli AND, OR, NOT. Dziś jednak nie o operatorach logicznych, ale o matematyce, Mount Everest, wiadrach wody i – co najważniejsze – weryfikowaniu informacji.
Temat tego wpisu miał być inny. Ale szukając materiałów do pomysłu natrafiłam na informację, która wzbudziła moją wątpliwość. Wątpliwość co do jej wiarygodności. Nieustannie w sieci natrafiam na nieprawdziwe bądź niezweryfikowane dane, wiadomości czy teksty. Mam wrażenie, że ciągle nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nie można sieci ufać bezgranicznie. A wiadomo – uświadamiania nigdy nie za wiele.
Mount Everest, operatory Boole’a i wiadra wody
Losy ludzkie się krzyżują, wiem, banał. Ale gdy patrzy się z perspektywy czasu na życiorysy sławnych postaci, trafia się na całkiem zabawne historie i spotkania czy znajomości, o które byśmy bohaterów nie podejrzewali. W XIX zetknęło się dość blisko dwóch wielkich uczonych, których nazwiska dzisiaj zna każdy z nas. Znamy je, bo nie ma osoby, która nie wie o istnieniu Mount Everest, tak samo jak każdy internauta wie, że istnieje coś takiego jak operatory Boole’a. Proszę państwo, oto dwóch Georgów.
Najwyższy szczyt ziemi, 8 848 m n.p.m. w Himalajach. Kiedyś po prostu Szczyt XV, który dopiero w 1865 r. zyskał określenie Mount Everest. Pojawił się na cześć walijskiego geodety i kartografa George’a Everest, który przez jakiś czas był główny geodetą Indii. George Everest (nasz pierwszy George) miał bratanicę – Mary, której lekcji akustyki udzielał z kolei drugi George czyli George Boole.
George Boole to matematyk samouk, filozof, logik. Uważa się go za jednego z twórców systemu binarnego czyli kodu zero jedynkowego, dzięki któremu dzisiaj na przykład programujemy. Dzięki niemu też zawężamy wyniki w wyszukiwarkach internetowych korzystając z operatorów logicznych. Prosty chłopak, z biednej rodziny jest przykładem samorodka geniusza. Nie skończył żadnej renomowanej szkoły, bez studiów, pieniędzy i koligacji. Samą pracą, umiejętnościami i talentem stał się naukowcem, profesorem i odkrywcą.
Mary Everest, łebska kobieta, miała dryg do przedmiotów ścisłych. Zwykła znajomość i stosunek uczennica-nauczyciel przerodziła się z czasem w głębsze uczucie. Mary została żoną George Boole. I co prawda matematykiem być nie mogła, ale świetnie radziła sobie z logiką, matematyką, a pracując w bibliotece stała się dla uczniów kimś w rodzaju matematycznego, choć nieoficjalnego, tutora.
No ale do rzeczy. George Boole zmarł tragicznie. Gdy szedł na uczelnię, złapała go burza i bardzo przemókł. Siedząc w mokrych ubraniach na zajęciach nabawił się strasznego przeziębienia. Mary uważała, że chorobę należy zwalczać tym, skąd się wzięła, dlatego w kuracji męża używała… duuuuużo zimnej wody. Boole z tego wszystkiego dostał zapalenia płuc i – niestety – zmarł. I teraz ciekawostka.
Informacja w trzech wariantach
Na polskiej stronie Wikipedii przeczytacie:
Mary Boole wierzyła, że najlepszym sposobem walki z chorobą jest wystawienie chorego na jej przyczynę, regularnie polewała więc łóżko męża wodą.
Tekst ten jest tłumaczeniem z anglojęzycznej Wikipedii:
She put her husband to bed and poured buckets of water over him – the wet having brought on his illness.
Przyznacie, że brzmi to z lekka dramatycznie. Wiadra wody w łóżko chorego. Wpis na Wikipedii anglojęzycznej odsyła jednak (w przeciwieństwie do tłumaczenia polskiego) do źródła tej informacji. Co za moje zdziwienie, gdy w tym właśnie artykule nie ma zdania o POLEWANIU WIADRAMI, ale raczej o zawijaniu w mokre prześcieradła.
She is understood to have wrapped her husband in damp sheets to treat his influenza as it turned into severe bronchopneumonia.
Tu jednak autor nie podaje żadnego źródła. Spróbujmy to zatem sprawdzić nie w prasie, a w jakieś książce. Najlepiej autobiograficznej. Tu z pomogą może przyjść Google Books, który udostępnia wiele publikacji (niektóre w całości, inne tylko we fragmentach). Okazuje się, że biografia jest, choć w ograniczonym podglądzie, ale to nic nie szkodzi. Wyszukanie po słowie „sheets” w zupełności wystarczy. Bo znajdujemy oto taki fragment w książce:
Someone (…) is reported to have come in and found Father „shivering between wet sheets”.
Tak, wiem, prześcieradła mogły być mokre od polewania 😉 Ale gdy się chce być precyzyjnym i dokładnym, to warto źródła cytować tak, jak brzmią. Lepiej trzymać się faktów i nie dodawać smaczków, by nie było wątpliwości co do wiarygodności przytaczanych informacji. Dodawanie od siebie może i dodaje kolorytu, ale z wiarygodnością ma mało wspólnego.
5 pytań, które pomogą zweryfikować informację
Gdy chcemy być pewni tekstu znalezionego w sieci, warto odpowiedzieć sobie na pytania:
- Kto napisał tekst?
- Czy autor zna się na tym, o czym pisze?
- Kiedy tekst powstał?
- Czy autor podaje źródło przytaczanych faktów?
- Na jakiej stronie informacja jest umieszczona?
Tych 5 pytań pozwoli w sposób świadomy czytać informacje, które w sieci znajdziecie i uchroni z pewnością przed nieopatrznym rozprzestrzenianiem informacji, które wcale prawdziwe nie są.
Faktycznie w sieci można znaleźć różne kwiatki. Często wpadamy w pułapkę słowa pisanego, jeśli coś jest w książce, gazecie, w Internecie to uznajemy za 100% prawdę.